Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 maja 2012

Dzień Dziecka w Kukince

Zapraszamy dzieci  wraz  z rodzicami na imrezy z okazji Dnia Dziecka


Konkurs Twórczości Nieprofesjonalnej "Nasi Twórcy"

W Gminnym Ośrodku Kultury rozstrzygnięto V edycję Konkursu Twórczości Nieprofesjonalnej „Nasi Twórcy”. Prace oceniały dwie uznane plastyczki: Barbara Sobczyk-Ruchniewicz z Ustronia Morskiego oraz kołobrzeżanka Hanna Tężycka. W tym roku nowością były prace w technice pergamano. Poza tym: malarstwo, rzeźba, rękodzieło i decoupage.
Decyzją jury wręczono następujące nagrody:
- Nagroda w kategorii malarstwo dla Edwarda Maltazara 
- Nagroda w kategorii rzeźba dla Natalii Jastrzębskiej 
- Nagroda w kategorii rękodzieło dla Moniki Gwóźdź 
- wyróżnienie w kategorii rękodzieło dla Anny Jodelis
- wyróżnienie w kategorii rękodzieło dla Haliny Zatorskiej 
- wyróżnienie w kategorii rękodzieło dla Krzysztofa Zięby 
- Nagroda w kategorii tkanina artystyczna dla Jadwigi Owczarzak-Jastrzębskiej 
- wyróżnienie w kategorii decoupage dla Agnieszki Kropińskiej
- wyróżnienie w kategorii decoupage dla Barbary Stróżyny 
Nagroda za prace w technice pergamano dla Małgorzaty Tulińskiej .














czwartek, 24 maja 2012

Oto historia najstarszego mieszkańca Kukinki Tadeusza Szydłowskiego.Spisana w ramach projektu " A pamiętasz babciu,a pamiętasz dziadku"  realizowanego przez GOK w Ustroniu Morskim który został dofinansowany ze środków konkursu "Seniorzy w akcji",Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolność i Towarzystwa Inicjatyw Twórczych"ę".
Wspomnienia te znajdą się w publikacji podsumowującej ten projekt.




 Tadeusz SZYDŁOWSKI ur. 19 września 1920r.
w MIROSŁAWICACH gmina KRUSZWICA powiat MOGILNO
na Kujawach. Tam się wychowywał i pracował dorywczo na roli
u miejscowych gospodarzy.
Podczas wojny dalej robił w polu, tylko u miejscowego Niemca pochodzącego z Wołynia (był 3 km od rodzinnego domu). Przyjaźnił się z jego córką Elzą LANGE. Bauer traktował go po ludzku. Razem pracowali, mieszkali i jedli posiłki. Gdy przyszli Rosjanie wszyscy byli przerażeni. Niemcy uciekali i chowali się. Elza ukrywała się w kominie. Polacy też woleli z nimi nie mieć nic do czynienia.
Na szczęście front przebiegał obok. Rosjanie, którzy przychodzili
do ich wsi byli wygłodzeni. Na nogach mieli różne obuwie, często
nie pasujące do siebie. Karabiny nosili na sznurkach. Gwałcili wszystkie kobiety nie patrząc na ich wiek i narodowość. Żądali wódki i za nią sprzedawali zabrane Niemcom krowy, konie. Pytali, gdzie BERLIN i szli dalej.
Raz przyszli też żołnierze niemieccy. Poprosili o jedzenie. Tadeusz dał im chleba i świeżego mleka. Zjedli, odpoczęli, zapłacili 20 DM i poszli dalej.
Po zakończeniu wojny brakowało pracy. Trudno było wyżyć. Trzeba było szukać środków do życia. W międzyczasie cały czas zachęcano społeczeństwo do wyjazdu na Ziemie Odzyskane, na których miała na nich czekać praca i opuszczone przez Niemców gospodarstwa. Rodzina Tadeusza i część mieszkańców wioski dała się skusić na te propozycje. Wyjechali w 10 osób na Zachodnie Pomorze. Była mroźna zima 1946 roku. Jechali pociągiem towarowym.
W wagonie na środku stał palący się piecyk tzw. koza. 2 lutego dotarli do DYGOWA. Tutaj wysiedli. Byli zdziwieni wiosenną pogodą jaka tu panowała. Kilkaset kilometrów a taka różnica.Pieszo z tobołkami ruszyli w drogę. Tadeusz w krótkiej koszuli. Po przejściu kilkunastu kilometrów dotarli do KUKINKI. Był już pierwszy mieszkaniec Pan Plesiak, który mieszkał tutaj od jesieni 1945 roku. Wybrali jeden z domów i tam zamieszkali (były „Interfish”). Obok niego stał spalony budynek, w którym podczas wojny był wojskowy magazyn mundurowy. Część ubrań była schowana w piwnicy budynku stojącego obok cmentarza.
Tadeusz pomagał przy pracy w polu. Siał zboże i czekał na plony. Nie doczekał się ich, gdyż stada wygłodzonych myszy i szczurów wszystko na pniu zjadły.                    
Brakowało stałych dochodów więc poszedł do pracy na kolej jako fizyczny pracownik drogowy. Tam przepracował 10 lat. Pracował też dorywczo w Lesie Kołobrzeskim przy wyrębie drzew i wywożeniu jego na bocznicę w Bagiczu. Wstawał wtedy rano, zaprzęgał konie do wozu i jechał do lasu. Tam robił trzy kursy z drewnem i wracał do domu. Po drodze spotykał dużo nie bojącej się człowieka zwierzyny: sarny, dziki, kuropatwy, zające, bażanty. 
Nie każdy rolnik posiadał konia.  
Ci co nie mieli konia,orali pola i jeździli na targ w Kołobrzegu wozami zaprzęgniętymi w krowy .
We wrześniu 1946 roku ożenił się z dziewczyną ze swoich rodzinnych stron, która wróciła z głębi Niemiec. Tam mając 13 lat pracowała przymusowo u rolnika. Postanowili odejść od rodziców i pójść na swoje. To samo zrobili też pozostali członkowie rodziny. Obejrzeli teren i wolne poniemieckie domy. Wybrali w miarę cały i najbliżej stojący od rodziców. Kiedyś był tam sklep spożywczy, masarnia i wędzarnia. Aby załatwić legalne zajęcie domu p.Tadeusz udał się do KARLINA, gdzie mieścił się Państwowy Urząd Repatryjacyjny. Tam dostał oficjalny przydział na dom. Razem z żoną wprowadzili się do niego. Aby było cieplej pozabijali otwory okienne deskami. Zabezpieczało to w pewnym stopniu przed zimnem i szabrownikami, którzy i tak któregoś dnia podczas jego nieobecności zabrali wszystkie drzwi z domu. Trzeba było szukać nowych w niezamieszkałych jeszcze domach. W międzyczasie oferowano
mu bezpieczniejsze gospodarstwo w USTRONIU MORSKIM a potem w POBIEROWIE. Nie chciał jednak rozstać się z mieszkającą w pobliżu rodziną i pozostał w KUKINCE.
Na tym terenie w m. BAGICZ mieszkali Rosjanie. Od zakończenia wojny mieli tutaj swoją bazę lotniczą. Oni też dawali się odczuć okolicznym mieszkańcom. Jeździli po terenie i zabierali poniemieckie zwierzęta do swojej kuchni. Nienawidzili wszystko co niemieckie. Z domów wyrywali drzwi, okna, podłogi. Wywozili na lotnisko na opał. Z domu P. Szydłowskiego wyrwali i zabrali deski podłogowe. Jak z domu nie było już co wziąć to podpalali go pociskami zapalającymi.  
Do sąsiedniego domu-szkoły przyjechało bryczką trzech Rosjan. Zaczęli wyrywać deski podłogowe. Zobaczył to ojciec Tadeusza. Zwrócił im uwagę, żeby nie dewastowali tego domu ponieważ będzie tu szkoła. O dziwo posłuchali choć byli uzbrojeni. Przenieśli się do opuszczonego domu obok. Podczas nieobecności sąsiada Kamińskiego zaczęli mu kraść węgiel i zboże.
Któregoś dnia mieszkańcy KUKINKI zobaczyli grupę żołnierzy radzieckich goniących i strzelających do uciekającego z bronią żołnierza. Zatrzymał się on na chwilę przy gospodarstwie Pana Stegienty, ściągnął buty i boso uciekł do lasu. Pozostali do lasu już nie weszli, zawrócili.
Spotkania z nimi nie należały do bezpiecznych. Jeździli w kilka osób bryczką. Gdy napotykali kogoś na wsi, pokazywali broń i żądali alkoholu. Jeśli nie dostali zapowiadali następne wizyty. W tym czasie trzeba było dla nich zorganizować jakiś bimber.
W 1947 roku w Sianożętach dwóch żołnierzy rosyjskich spotkało polskie małżeństwo. Postanowili zgwałcić kobietę. Mąż ruszył do obrony żony. Wywiązała się awantura. Usłyszeli to mieszkańcy wioski. Ruszyli w obronie kobiety. W wyniku bijatyki jeden z Rosjan zginął. Żołnierze rosyjscy byli wściekli. Chcieli spalić Sianożęty. Polskie wojsko i milicja pilnowały bezpieczeństwa mieszkańców. Było prowadzone śledztwo. Sprawę załatwiono polubownie. Żołnierzy zamieszanych w sprawę wysłano do innego garnizonu. Rolnicy w obawie przed szabrownikami i Rosjanami zorganizowali samoobronę. Co noc pełnili dyżury w dwie ,potem w jedną osobę. Trwało to do lat 70-tych.
Chodzenie na cudze jabłka nie zawsze wychodzi na zdrowie. Przekonał się o tym rosyjski kapitan. Wszedł na terenie leśniczówki malechowskiej na jabłonkę. Rwąc jabłka spadł z niej. Doznał otwartego złamania nogi. Doczołgał się do drogi, skąd zabrałgo do Bagicza Pan Plesiak.
Od czasu do czasu na tym terenie pojawiali się też Niemcy, którzy szukali zakopanego w ziemi dobytku. Swoje domostwaw 1945r opuszczali w pośpiechu zabierając tylko najpotrzebniejsze rzeczy, teraz gdy wojna się skończyła wracali po resztę. Z cmentarza w Malechowie wykopali skrzynię , którą zabrali ze sobą. Pojawiali się też później, nawet w latach 90-tych przeszukując znany im teren lub poznając ziemie swoich przodków.
Sytuacja cały czas była niepewna. Po terenie jeździły grupy Polaków, którzy szabrowali co wartościowsze rzeczy i wywoziliw głąb Polski. Z niemieckich cmentarzy w MALECHOWIE i KUKINCE pozabierali marmurowe i granitowe płyty nagrobne. Nikt tym specjalnie się tym nie przejmował, gdyż było to poniemieckie.
Naszym władzom było to na rękę. Wielu mieszkańców widząc co się dzieje sami też ruszyli na poszukiwanie skarbów. Chodzili  z łopatą i kawałkiem drutu w formie szpikulca. Tym szpikulcem nakłuwali ziemię wokół podejrzanych miejsc. Gdy było słychać głuchy odgłos i drut głębiej nie wchodził trzeba było brać łopatę i kopać. Tak też któregoś dnia P. Szydłowski natrafił w ziemi zakopaną 20 litrową konwie po mleku. Po jej otwarciu zobaczył pęta kiełbasy  zalane smalcem. Trochę dalej była butelka dobrego wina. Kiełbasę z bimbrem zjedzono podczas najbliższej potańcówce w miejscowej szkole. Na terenie byłego „Interfisha” pod śliwką znalazł zakopaną skrzynię przykrytą gałęziami. Liczył na coś drogocennego.
Po otwarciu okazało się, że w środku były zwłoki niemieckiego esesmana. Żołnierz ten popełnił samobójstwo na piętrze w szkole w 1945 roku z obawy przed nadchodzącą Armią Czerwoną.
Sąsiedzi też chodzili i szukali skarbów. Znajdowali ukryte dokumenty, szczotki do butów, naczynia, ubrania.
Jak wyglądało życie kulturalne w tym czasie? Było raczej smutne i monotonne. Od zakończenia wojny do 1949r we wsi były dwie potańcówki. Pierwsza odbyła się w domu jednego z gospodarzy Pana RAKOWSKIEGO a druga w szkole w KUKINCE. Potem powoli zaczęły odbywać się potańcówki w STOJKOWIE, KUKINII, RUSOWIE i innych okolicznych wsiach. Chodziło się na nie całą wsią. Często kończyły się bójką wieś na wieś. Dodatkowo na zabawę mogła przyjść tylko młodzież po 18 roku. Młodsi byli wyganiani. Normalne życie to praca na gospodarce od rana do nocy, dzień w dzień. Spotkania odbywały się głównie przy sklepie spożywczym lub kościele w Ustroniu Morskim.
Po pracy na kolei Tadeusz pracował 1,5 roku w kołobrzeskim młynie. Następnie w latach 60-tych, rok na lotnisku w BAGICZU podczas przedłużania przez Rosjan pasa startowego pod odrzutowe samoloty. Któregoś zimowego dnia wracając z pracy jeden z Polaków założył stojącemu na pomniku Leninowi czapkę, aby mu nie było zimno. Następnego dnia była afera. Ściągnięto wszystkich na plac i szukano winnego. Dawano za ujawnienie 14 dni urlopu. Wszyscy byli wystraszeni. Więcej takich numerów nie robili.
W 1965r Tadeusz był palaczem w kotłowni na wiertni poszukiwaczy ropy w KUKINCE.
Jeżdżąc co jakiś czas do lasu po drewno znajdywał wraz ze znajomymi zmagazynowane przez Niemców w pobliżu rampy kolejowej BAGICZ bomby i pociski lotnicze. Gdy zapalała się sucha trawa, następowały eksplozje. Wówczas padali na ziemię i czekali końca wybuchów. Robiło się cicho. Wstawali szybko i uciekali z tego miejsca, gdyż wkrótce pojawiał się patrol żołnierzy radzieckich.
Z czasem Rosjanie zabrali widoczne bomby na teren lotniska do swojej bazy. Pomimo tego wybuchy w lesie kołobrzeskim nie ustawały, ponieważ drwale, aby się ogrzać zrobić coś ciepłego do zjedzenia rozpalali ogniska nie wiedząc, że kilka centymetrów pod ziemią leżą pociski.
Na terenie lotniska stały uszkodzone niemieckie samoloty, które Rosjanie wywozili pociągami do ZSSR. Część z nich wartownicy, gdy dowódca nie widział za butelkę wódki sprzedali okolicznym rolnikom, którzy przeciągali je torami i drogą do domów. Tam cieli i sprzedawali na złom.
Z poniemieckiej szkoły rolniczej w USTRONIU MORSKIM (teren byłej „Łodzianki”) wywożono wozami dokumenty i książki. Jechały one na wieś, gdzie palono nimi w piecach.
Któregoś dnia rolnikowi z MALECHOWA ktoś ukradł konia .Złodziej przefarbował go i sprzedał drugiemu gospodarzowi w KUKINCE. Poszkodowany zaczął go szukać. Trafił do KUKINKI i na konia, ale go nie poznał. Następnego dnia wrócił, aby jeszcze raz go obejrzeć. Zaczął padać deszcz. Jakie było zdziwienie obu rolników, gdy zobaczyli jak koń zaczął zmieniać barwę. W miarę upływu lat sytuacja na wsi i w kraju robiła się normalna. Postawiono na wsi kiosk spożywczy, nowe domy, hotel.

Pan Szydłowski do końca mieszkał w tym samym domu. Zmarł 12maja 2012r.











.

piątek, 11 maja 2012

Odsłonięcie pomnika pierwszych osadników gminy Ustronie Morskie

9 maja odbyło się uroczyste odsłonięcie pomnika upamiętniającego pierwszych powojennych osadników  gminy Ustronie Morskie.Pomnik powstał z inicjatywy i ze środków Stowarzyszenia "Nasza Gmina".W uroczystości wzięli udział przedstawiciele władz gminnych z wójtem Jerzym Kołakowskim,oraz przewodniczącym rady gminy Krzysztofem Grzywnowiczem,a także starosta kołobrzeski Tomasz Tamborski i przewodniczący rady powiatu Roman Ciarka.
Z pierwszych osadników już niewielu przybyło na uroczystość.
Nasze Sołectwo reprezentowali :Kazimierz Szydłowski i p.Janina Ziółkowska.







Pan Kazimierz Szydłowski po uroczystości udzielił wywiadu dziennikarce Głosu Koszalińskiego.




Znając pana Kazimierza będzie to ciekawy wywiad.Poniżej druga część filmu" Ocalić Od Zapomnienia" z jego udziałem.



piątek, 4 maja 2012

Dni Ustronia Morskiego

Przedstawiam Fotorelację z Dni Ustronia Morskiego.
2 maja w Amfiteatrze odbyła się Kulturalna Majówka w drugim z Dni Ustronia Morskiego.
W pierwszej części wystąpiły zespoły z taneczne z Gminnego Ośrodka Kultury "Flou" i "Jantar".Następnie dzieci zabawiali bracia "Bim Bam Bom".Starszą publiczność zabawiali Roberto Zucaro i Larysa Tsoy(prawie Tina Turner) która prowadziła także konkurs karakoe.







Nasze Koło Gospodyń Wiejskich "Przebiśnieg" zaprezentowało domowe wypieki.